Czekam na film, w którym…
Czekam na film, w którym główną bohaterką będzie kobieta po 50. Normalna pięćdziesięciolatka, żyjąca w normalnym, realnym świecie. Nieidealna, pełna wad, ale szczęśliwa. Taka, jak Ty czy ja.
Z prawdziwym ciałem
Będzie to kobieta prawdziwa. Nie wyretuszowana, nie przykryta toną makijażu.
Z prawdziwym ciałem, ale nie figurą nastolatki, z niedoskonałościami i cerą stosowną do wieku.
Bez makijażu o poranku
Czekam na film, w którym kobieta budzi się rozczochrana, blada, z twarzą bez wyrazu. A nie jak w filmach z idealnym makijażem i ułożonymi włosami o 6 rano. Niech to będzie kobieta, która otwiera oczy i potrzebuje parę chwil, zanim zacznie przypominać prawdziwą siebie. Wcale nie śpi w idealnie wyprasowanej piżamce, tylko w koszulce, która już ma na sobie ślady prania i używania.
Potem nie zakłada idealnie dobranej bielizny. Czasami włoży coś, co ma pod ręką, byle szybciej. Niekiedy będą to rajstopy, w których zaraz pójdzie oczko…Nie zawsze ma idealne paznokcie, czasami wyskoczy jej też coś na twarzy…
W podróży
I taka prawdziwa kobieta nie zabierze malutkiej zgrabnej walizki, z której potem bohaterka filmu wyciąga ekskluzywną, idealnie dopasowaną odzież. Bez prasowania, a jak. W 17 zestawach gotowych do użycia. Jak to jest, że w malutkich torbach główne bohaterki tak wiele są w stanie pomieścić? I dodatkowo te torby są tak lekkie, że można nimi niemal rzucać. Nikt w normalnym świecie nie obchodzi się tak z bagażem.
Z bałaganem w kuchni
Gdy taka kobieta wstaje rano z łóżka, to idzie do kuchni. I uwaga, nie wita ją idealny porządek i blask, który mogłaby widnieć w broszurze reklamowej.
Gdy robi śniadanie, to przy okazji zrobi też bałagan, czasami jej coś spadnie, innym razem rozsypie. Taka kobieta sama robi sobie kawę. Kawa nie jest w magiczny sposób gotowa po przebudzeniu.
Biega, ale nie po parku
Prawdziwa babka nie idzie biegać o poranku i nie wraca idealnie piękna – z makijażem i w nieskazitelnym ubiorze, jak to w filmach. Ona biega w pośpiechu, by zdążyć do pracy.
Nie udaje
Marzę o filmie, w którym kobieta po 50 nie udaje młodszej. Jest dumna z tego, kim jest i ile ma lat. Nie szuka na siłę mężczyzny życia. Nie musi go odnajdywać, bo czuje się sama ze sobą dobrze.
Wsiada do autobusu lub metra, a nie jeździ drogim autem. Zamiast malować usta na czerwonym świetle, biegnie po zakupy. Nie nosi wysokich obcasów i cienkich kurteczek, gdy jest mróz. Chociaż…przed świętami nie zawsze prószy śnieg, czasami leje deszcz i to wcale nie jest ekscytujące. A tego też nikt nie pokazuje.
Dobry byłby film, który pokaże, jak naprawdę wygląda handel przed świętami. Byłyby w nim te wszystkie kasjerki, które uśmiechają się, ale mają dość. I to że dom przed świętami nie przypomina tego z magazynu. Przygotowania nie zawsze są magiczne, ale czasami nerwowe.
A może coś z tych filmów nam się jednak w życiu przyda?
Filmy nie pokazują prawdy.
Jednak jest coś, co możemy sobie z nich wziąć.
Na przykład jedzenie prosto z lodówki. Te sławetne lody w amerykańskich filmach spożywane bezpośrednio z opakowania. Po co przekładać do pucharków, skoro można jeść bezpośrednio i nie brudzić naczyń?
A może fantazja w filmach jest dobra, bo ukrywa przykrą szarą rzeczywistość? Jak sądzicie?
Absolutnie się z tobą zgadzam, chociaż na film był nie liczyła. Jednak taką opinię o kobietach po 50-tce zawdzieczamy, nie zawsze ale jednak, samym sobie, krytykując inne panie, zamiast wzmacniać, wspierać w każdej dyscyplinie: wyglądu, sprawności czy stylu ubierania się. O facetach nie piszę bo to płochliwe i nie żadko pozbawione rozumu a na pewno samokrytycyzmu zwierzaki, i niech im tam.