Jesteś na emeryturze? To na pewno się nudzisz!
Stereotypy w nowoczesnym świecie mają się wyśmienicie. Zamiast pomału się wykruszać, rosną na sile. Jednym z mocniej ugruntowanych jest przekonanie, że jeśli jesteś na emeryturze, to musisz mieć czas i dlatego można liczyć na Twoją pomoc w każdej chwili. Powinnaś być dyspozycyjna, by pomoc innym, opiekować się wnukami, gotować, sprzątać i załatwiać inne ważne sprawy, na które nie mają czasu osoby aktywne zawodowo. A jeśli w ogóle nie masz na to ochoty? Znajdą się tacy, którzy tego nie zrozumieją i będą Cię krytykować. Co z tym zrobić?
Na emeryturze wcale nie mam więcej czasu
Paradoks emerytury polega na tym, że zanim na nią przejdziemy, mocno zastanawiamy się, co będziemy na niej robić. Mamy przed sobą wizję mnóstwa niezagospodarowanego czasu i niekiedy lekkie przerażenie związane z bycia „nikomu niepotrzebną”. Diametralnie zmienia się sytuacja, gdy na emeryturę już przechodzimy. Bardzo często okazuje się bowiem, że zamiast nadmiaru czasu, ciągle narzekamy na jego brak…i szybko mijające chwilę. Paradoks?
Tak wiele jeszcze chcemy zrobić, a coraz mniej mamy czasu. Nic dziwnego, że staramy się wybierać mądrzej. Nie chcemy już się poświęcać i żyć dla innych. Pragniemy zacząć żyć dla siebie, po swojemu, według swoich reguł. Problem w tym, że nie wszystkim to się podoba.
Czas mija bardzo szybko
Dzisiaj mało który emeryt siedzi w oknie oparty na parapecie, oczekując wnuków. Babcie niekoniecznie pieką pachnące drożdżówki i robią na drutach ciepłe skarpety. Dużo częściej noszą jeansy i zwiedzają świat, a gdy fundusze nie pozwalają, to odwiedzają najpiękniejsze miejsca Polski.
Możliwości jest przecież tak wiele. Gdy zdrowie jeszcze na to pozwala, można podjąć ciekawą pracę, także taką, która zakłada zmianę miejsca zamieszkania. Tłumy chodzą do biblioteki, biorą udział w dodatkowych zajęciach, umawiają się na spacer z kijkami, czy też podśmiechują się na kursach komputerowych. Można też wybrać się do szkoły języków obcych, czy na uniwersytet trzeciego wieku. Jeśli tylko ma się możliwości i dobre podejście, nuda nie jest możliwa.
Ale ja wnuki kocham
Aktywne „babcie” nie wszystkim się podobają. Według niektórych, mają one bowiem swoje powinności, które powinny wypełnić. Nie tak odosobnione są komentarze, że współczesne babcie same korzystały z pomocy swoich mam, a od „swoich obowiązków się wymigują”. Niektórzy mówią, że to niesprawiedliwe i krzywdzące dla najmłodszego pokolenia.
Są też jeszcze dalej idące opinie mówiące o tym, że skoro jedna czy druga babcia nie chce pomóc teraz, niech nie oczekuje, że jej dzieci pomogą, gdy sama będzie tego potrzebowała. Ałć…mocny ten policzek, prawda?
Jednak czy rzeczywiście można wymagać od babć, by stały się całodniowymi opiekunami wnuków? Jeśli tego pragną, to w porządku, ale jeśli mają inne plany na przyszłość, to czy można je do tego zmuszać? Przecież dzieci potrzebują babć, ale niekoniecznie w roli opieki całodziennej. Babcie w końcu nie są od wychowywania, ale od rozpieszczania, tak mówią zwolennicy modelu, w którym babcie widzi się raz na jakiś czas, czy spędza u niej część wakacji, a nie przesiaduje każdego dnia po wiele godzin.
Babcie coraz częściej nie chcą zmieniać pieluszek na pełen etat, gonić za wnukiem na placu zabaw, podawać pięciu potraw w ciągu dnia i słuchać, że to i tamto mają robić inaczej, bo dzisiaj metody opieki nad dziećmi się zmieniły. Od babć wymaga się, by to zrozumiały i się dostosowały, wychowując dzieci tak, jak chcą ich rodzie. Jednak czy ktoś rozumie, że one są babciami, a nie opiekunkami, którym się płaci i od których się wymaga? Czy ktoś bierze pod uwagę, że mogą kochać swoje wnuki nad życie, ale jednocześnie chcieć spędzić emeryturę inaczej niż na opiece nad nimi?
Piękny artykuł, bardzo dobrze się Panią czyta.
Pozdrawiam