Świat w zawieszeniu
Jeszcze kilkanaście dni temu niemal wszyscy żartowali z koronowirusa. Bo nagle Polacy zaczęli się myć, ze sklepów w pierwszej kolejności zniknęły mydła i żele antybakteryjne. Dzisiaj sytuacja wygląda już inaczej. Nawet nie dlatego, że koranowirus stał się bardziej groźny niż grypa, ale z powodu zagrożenia, jakie niesie. Ekonomicznego, społecznego i psychologicznego.
W przedszkolu
Odprowadzając dzieci lub wnuki do przedszkola, można już dzisiaj zobaczyć, że coś się zmieniło. Przedszkolaków w wielu placówkach jakby mniej. Tak jak mniej chętnych na „przemycenie” kaszlącego i zakatarzonego malca. Na tablicach informacyjnych czerwone kartki informujące o zagrożeniu, obok nich plakaty, jak myć ręce. Ktoś żartuje, ktoś inny mówi, że już sam nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Nikt nie chce, żeby w Polsce było jak we Włoszech. Dlatego padają twierdzenia, że może lepiej dmuchać na zimne i dzieci już dziś zostawić w domu? Może tak byłoby lepiej. Na wszelki wypadek.
W szkole
W wielu polskich szkołach w końcu jest mydło do mycia rąk i papier. Nawet w nadmiarze! Taki plus z koranowirusa. Wcześniej bywało, że były resztki lub nie było wcale. Zamknięto tak zwane wodopoje, z których dzieci często korzystały, przykładając usta do kranika. Wszyscy czekają na decyzję, czy szkoły będą zamknięte, a jeśli tak, to na jak długo.
W sklepie
O ósmej rano w sklepie względny spokój. Czuć jednak, że coś wisi w powietrzu… Ludzi mało, ale w koszykach widoczne są zapasy…sporo dużych butelek z wodą, suchych produktów. Na półkach podobnie – mało konserw, makaronów, ryżu, kasz….Jednak ogólnie niczego nie brakuje.
Z drugiej strony nawet gdyby człowiek chciał kupić trochę makaronu, to jakoś głupio. Bo, co na tym makaronie wyżyje przez kilka tygodni? Panie przy kasie w rękawiczkach lateksowych spozierają niepewnie. Czuć, że wszyscy czekają, co będzie dalej.
W pracy
Niepokój wzrasta także w pracy. Najbardziej obawiają się chyba lekarze i pielęgniarze, bo codziennie słyszą o zagrożeniu. Niektórzy mają kontakt z kolegami z Włoch i czytają, jak to jest funkcjonować na linii frontu. Dosłownie. W mediach społecznościowych pojawiają się apele lekarzy pracujących we Włoszech, określających sytuację, w jakiej pracują, jako “dramat”. Nie wychodzą ze szpitali, jest tyle pracy. Boją się też zarazić rodzinę. Co jeśli są już nosicielami wirusa?
Policjanci i żołnierze odbywają szkolenia. Nie wszystko jest jednak jasne. Brakuje sprzętu i środków do dezynfekcji.
Obecność koranowirusa odczuwa też wiele innych branż. Turystyka, rozrywka. Odwołano imprezy masowe. Ludzie ograniczają wyjścia do kin, teatry zostają zamknięte, w restauracjach mniej osób. Cierpią branże oferujące atrakcje dla rodzin i dzieci – sale zabaw, różnego typu animacje, grupy teatralne. Pod znakiem zapytania są też wycieczki szkolne. Na brak pracy narzekają fotografowie, a także szkoleniowcy. Pomału wizja epidemii dotyka każdego. Finansowo.
Najbardziej zyskują firmy online, zwłaszcza te, które zapewniają rozrywkę i naukę bez konieczności wychodzenia z domu. W Chinach już teraz dzieci uczą się w domach, korzystając z aplikacji e-learningowych.
Co będzie dalej? Trudno stwierdzić. Czy w Polsce dojdzie do podobnej sytuacji, jak we Włoszech? Tego dowiemy się w ciągu najbliższych dwóch tygodni.